Podróżowanie jest zdecydowanie jedną z najlepszych rzeczy, jakie możemy robić w życiu. Ale nawet najbardziej doświadczeni podróżnicy miewają od czasu do czasu na swoim koncie epickie wpadki podróżne.
Nie dostarczenie odpowiednich dokumentów przewozowych, kupienie biletów na zły lot, czy nawet zapomnienie o zmianie czasu w pewnych rejonach świata. Wszystkie te wpadki w planowaniu podróży mogły zdarzyć się także Tobie.
Znasz już moje własne najgorsze wpadki w planowaniu podróży. Dzisiaj pokażę Ci najzabawniejsze porażki moich znajomych blogerów podróżniczych. Więc zrelaksuj się, pośmiej i wyciągnij z nich lekcję!
I pamiętaj, aby przejrzeć także kompletną listę wpadek w planowaniu podróży, które sabotują Twoje wakacje czasami nawet bez Twojej wiedzy!
Ten post jest częścią Serii o Planowaniu Podróży.
Możesz znaleźć więcej sprytnych wskazówek przydatnych przy planowaniu Twojego kolejnego wyjazdu klikając tutaj.
Pobierz darmową listę
21 Zaawansowanych Trików Podróżniczych
i uczyń Twój proces planowania podróży jeszcze lepszym z tymi prostymi krokami!
Dziękuję!
Teraz sprawdź swoją skrzynkę I potwierdź swój email. Pamiętaj, aby sprawdzić także folder SPAM.
Epickie wpadki podróżne blogerów:
Johanna Logan | Backpack and Bushcraft
Nie będę oszukiwać, jestem odpowiedzialna za znaczącą liczbę podróżniczych wpadek. Mimo to, ta, która szczególnie utkwiła w mojej pamięci wydarzyła się, gdy bookowałam lot powrotny do domu nie tylko ze złego kraju, ale ze złego kontynentu!
Mój mąż Adam i ja spędzaliśmy niezapomniane dwa tygodnie w Kanadzie, odwiedzając Banff, Jasper i Park Narodowy Yoho, kajakowaliśmy, wspinaliśmy się i chodziliśmy po lodowcach, generalnie korzystaliśmy z życia. Możesz zobaczyć naszą trasę tutaj.
Ponieważ mieliśmy tylko dwa tygodnie, zaplanowałam wszystko w najmniejszym szczególe i nawet zalaminowałam wydruk z naszą trasą, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Okazuje się, że istnieje jednak coś takiego jak zbyt dużo planowania.
Przylecieliśmy do Calgary, wypożyczyliśmy samochód na naszego road trip’a i zamierzaliśmy wracać do Londynu z Vancouver. Wszystko było już załatwione i nawet znalazłam dobrą okazję na ten lot.
Dzień przed lotem powrotnym sprawdziłam detale naszego lotu i poczułam się nieco zmieszana. Wyglądało na to, że lot z Kanady do Londynu będzie bardzo krótki.
Próbowałam to rozgryźć, będąc nieco zdezorientowaną przez zmianę czasu. Ale nawet biorąc to pod uwagę, jak mieliśmy dostać się do domu tak szybko?
Poczułam narastającą panikę, gdy spojrzałam na cenę, którą zapłaciliśmy; naprawdę była niesamowicie niska. Hmmm chwileczka, VAN oznacza Vancouver, tak?
Wahając się, wpisałam lotnisko VAN w Google i mój koszmar okazał się rzeczywistością. VAN to lotnisko we wschodniej Turcji.
To nie mogło wypalić! Musiałam powiedzieć Adamowi o tym co zrobiłam i bardzo denerwowałam się tym, co odpowie.
Na szczęście mam najbardziej wyluzowanego męża o jakim można marzyć. Po prostu uśmiechnął się i poprosił, abym pamiętała o tym, gdy to on popełni błąd następnym razem!
W wyniku mojej pomyłki straciliśmy cały dzień i około 1000 funtów. Uwierz lub nie, ale sześć miesięcy później popełniłam bardzo podobne faux pas!!!
Ed i Jennifer Coleman | Coleman Concierge
Nasz o kurcze! moment w podróży wydarzył się w Hikkaduwie, na Sri Lance. Podróżowaliśmy już od miesiąca i czuliśmy się nieco tym zmęczeni. Ponadto, nasze telefony były przełączone w tryb samolotowy podczas całej podróży i polegaliśmy jedynie na WiFi. Nasz Kalendarz Google wciąż zatem myślał, że znajdujemy się po drugiej stronie granicy zmiany czasu. To właśnie nasza wymówka na to, że prawie przegapiliśmy lot do domu i ciągle jej się trzymamy.
Pewnego dnia recepcjonistka z naszego hotelu Hikkaduwa Coral Sands zapytała, czy nie chcemy się już wymeldować. Trochę nas to zmieszało, więc sprawdziliśmy nasz kalendarz. Pokazał nam, że wciąż mamy do spędzenia jeszcze jeden dzień w tym kraju, więc wykupiliśmy jedną dodatkową noc w hotelu. Spędziliśmy ten dzień ciesząc się urokami Hikkaduwy i zastanawiając się jak mogliśmy tak nawalić z planowaniem noclegu. Po powrocie do hotelu i ponownym połączeniem się z WiFi, powiadomienia z TripIt zaczęły się aktualizować. I wtedy odkryliśmy, że mamy tylko dwie godziny do odlotu, lotnisko Colombo jest oddalone o 1 godzinę, 45 minut i nie jesteśmy spakowani.
Tylko pośpiech personelu hotelowego zapobiegł naszej panice. Jeden telefon do recepcji i w naszym pokoju pojawiło się pół tuzina ludzi pomagających nam spakować się i zorganizować transport. Pośpieszna i szalona jazda płatnymi trasami i ulicami Colombo doprowadziła nas na czas na lotnisko. Tylko heroiczna postawa obsługi z Coral Sands pomogła nam uniknąć tego przykrego doświadczenia, które z pewnością byłoby bardzo zawstydzające.
Eloise | My Favourite Escapes
Mieszkałam w Turcji i musiałam na chwilę wyjechać z kraju, aby odnowić moją wizę. Bułgaria wydawała się być najłatwiejszą opcją. Mogłam dostać się tam tanim, nocnym autobusem i wrócić kolejnego dnia. Skontaktowałam się z moją bułgarską znajomą z uniwersytetu, aby zebrać kilka praktycznych wskazówek. Poleciła mi, żebym zamiast podróżować do Sofii, odwiedziła raczej jej rodzinne miasto – Plovdiv. Rozpisała mi pełną trasę, która zawierała najlepsze rzeczy do zobaczenia, a także jej ulubione dania w ulubionych restauracjach. Wszystko to wydrukowałam (to było jeszcze w czasach przed smartfonami) i poczułam się super zorganizowana. Zarezerwowałam bilet na autobus i nie robiłam już żadnego więcej rozeznania.
Autobus dojechał do Plovdiv wcześniej niż planowano, o 4:30 nad ranem. Znalazłam się zupełnie sama w środku ciemnej nocy, w bardzo mrocznej okolicy ze zbyt dużą ilością pijanych facetów kierujących do mnie słowa, których nie rozumiałam. Zaczęłam szukać głównej ulicy. I tu niespodzianka! Uliczne znaki nie były napisane w moim alfabecie. Wtedy właśnie zrozumiałam, że w Bułgarii używa się cyrylicy. Wszystkie moje mapy były oczywiście w alfabecie łacińskim. Czułam się głupia i zagubiona, ponieważ nie miałam pojęcia, gdzie powinnam pójść. Nie czułam się bezpiecznie pozostając nadal na przystanku, więc wzięłam taksówkę i próbowałam wytłumaczyć kierowcy, gdzie chcę się dostać, używając mapy. Nie rozumiałam go, ale wyczuwałam, że jest jakiś problem. Zatrzymał się już po paru metrach i wysadził mnie w zupełnie przypadkowym miejscu z żadnymi ludźmi dookoła. Wszystko to było daleko od moich oczekiwań, ponieważ chciałam dostać się na główną ulicę, gdzie, według mojej znajomej, były sklepy i restauracje. Dopiero później zrozumiałam, że próbowałam nakłonić kierowcę, aby wysadził mnie na środku strefy dla pieszych… Podążyłam więc za światłami widzianymi w oddali i w końcu udało mi się dotrzeć do tej głównej ulicy, gdzie znalazłam miejsce, w którym mogłam przeczekać do wschodu Słońca. W dziennym świetle miasto było dużo przyjemniejsze i ostatecznie spędziłam w nim fantastyczny dzień.
Samantha Glauser | My Flying Leap
Organizuję własne podróże już od ponad 20 lat, więc zawsze myślałam, że jestem całkiem niezła w planowaniu wyjazdów. Mimo to zdarzyło mi się popełnić błąd nowicjusza zaledwie kilka lat temu!
Aby wynajdywać cenowo rozsądne loty ze Stanów Zjednoczonych do Europy korzystam z serwisu Kayak. Gdy wspomnianego razu przyjechałam na lotnisko zorientowałam się, że mój samolot docelowo ląduje na lotnisku Londyn Gatwick, natomiast kolejny lot mam z Londyn Heathrow! Moje gorączkowe przeszukiwanie Google przedstawiło mi informację, że najlepiej przeznaczyć na przesiadkę co najmniej 4-5 godzin. Ja miałam trzy.
Do Dubrownika loty były dosyć ograniczone, więc pominięcie tego jednego mogło poskutkować dniem opóźnienia w spotkaniu znajomych, którzy czekali na mnie na miejscu.
Pierwsze połączenie: Wylądowałam najpierw w Bostonie i zorientowałam się, że na pierwszą przesiadkę mam tylko 45 minut. Nie wiedziałam, że plan lotniska wymusi na mnie opuszczenie terminalu, wskoczenie do busa na inny terminal, ponowne czekanie w kolejce do bramek bezpieczeństwa i szukanie odpowiedniej bramki.
Udało mi się wskoczyć zaraz na początek kontroli bezpieczeństwa, co zazwyczaj gwarantuje dodatkową uwagę strażników, ale jakoś jednak mnie przepuścili. Pobiegłam do bramki i tracąc oddech udało mi się dostać do samolotu przed zamknięciem drzwi. Tak!
Lawirowanie w Londynie: Po bezsennym locie nad Atlantykiem dotarłam do Londynu. Znalazłam taksówkarza gotowego na wyzwanie i rozpoczęliśmy wyścig. Mile od lotniska, a główna droga okazała się być zakorkowana.
Niemalże we łzach błagałam kierowcę, aby znalazł jakąś inną drogę. Wjechał zatem na krawężnik, wydostał się jakoś z zakorkowanej ulicy i przejechał kilkaset ostatnich metrów do lotniska, gdzie w biegu miałam jeszcze dostatecznie dużo czasu, aby kupić lemoniadę.
Czego się nauczyłam? Zawsze dokładnie przeczytaj wszystkie szczegóły Twojej rezerwacji i nie zakładaj, że skoro wyszukiwarka zaproponowała Ci taką a nie inną opcję, to jest ona najlepsza.
Po więcej wskazówek i przygód zajrzyj na My Flying Leap.
Tony Jefferson | Traveling Session
Moja pierwsza wyprawa do Pampeluny w Hiszpanii na San Fermin, przepędzanie byków, była ekscytującą przygodą. Niestety z powodu wielu moich potknięć, osobną przygodą było samo dostanie się tam. Miałem złapać lot z Dusseldorfu w Niemczech do Bilbao w Hiszpanii. Przybyłem na lotnisko w Dusseldorfie i nie mogłem znaleźć mojego lotu.
Wskazówka 1: Zawsze dokładnie sprawdź, z którego lotniska masz wylatywać.
I właśnie wtedy dowiedziałem się, że Ryanair nazywa lotniska nazwami miast, do których nie jest nawet blisko. Tak, ja właśnie znalazłem się na złym lotnisku. Mimo wszystko do Niemiec przybyłem dosyć wcześnie, a w kraju jest sieć autostrad, więc nie wszystko było stracone. Wykonałem szalony wyścig z czasem na odpowiednie lotnisko i dotarłem tam tuż przed odlotem, niestety odprawa była już zamknięta. A było tak blisko.
Wskazówka 2: Zawsze miej zapasowy plan w swojej podróży.
I tutaj właśnie zaczęło robić się ciekawie. Zapytałem w kasie „Co jeszcze dzisiaj odlatuje do Hiszpanii?”. Pani obsługująca kasę powiedziała, że za kilka godzin odlatuje samolot do Walencji. A ponieważ przybyłem w ciągu godziny od oryginalnego odlotu, musiałem jedynie dokonać opłaty za zmianę biletu. Dla tych, którzy są na bieżąco, tak, Walencja jest po drugiej stronie kraju.
Wskazówka 3: Zawsze pozostawiaj trochę czasu na opóźnienia w podróży.
Na miejscu spieszyłem się na pociąg. Ponieważ było już późno, nie było już pociągów odjeżdżających do Pampeluny, więc zostałem na noc w Madrycie. Wybrałem hotel niedaleko stacji kolejowej, abym mógł wstać z samego rana i zdążyć jeszcze na ceremonię otwarcia. Ale postanowiłem jeszcze wstąpić na drinka.
Wskazówka 4: Zawsze wyśpij się przed podróżą.
Gdy chodziłem sobie od baru do baru, spotkałem dwóch gości. Skończyliśmy razem w jednym barze, gdzie okazało się, że również byli Amerykanami. Zaprosili mnie do jeszcze innego baru, do którego się wybierali. Miejsce było przyjemne, z licznymi historiami, dobrą muzyką i dużym parkietem do tańca. Wówczas jeden z moich towarzyszy zaproponował, abyśmy zamówili całe butelki alkoholu.
Wskazówka 5: Nie przesadzaj z alkoholem gdy podróżujesz.
Jeden z nich zamówił butelkę wódki, a drugi tequili. Chciałbym tutaj przypomnieć, że była nas tylko trójka. Ale w pewnym momencie oni zniknęli i pozostałem tylko ja, butelki i mój brak zahamowania. Udało mi się jakoś wrócić do hotelu, wstać następnego dnia i dokończyć podróż. Jak sobie wyobrażasz, moje plany wczesnego wstawania wyleciały z hukiem przez okno. Po krótkiej drzemce na ławce na stacji kolejowej, w końcu udało mi się wsiąść do pociągu do Pampeluny i dotrzeć na festiwal. Przegapiłem ceremonię otwarcia, ale i tak dobrze spędziłem czas i wróciłem do domu z mnóstwem historii do opowiadania.
Rebecca | Roving Scribe
Gdy podróżowałam po Europie jako 19-nastolatka nie miałam jeszcze smartfona, więc w nawigacji polegałam na wcześniej wyszukanych wskazówkach i zapisywaniu ich.
Często zdarzało mi się powierzchownie zanotować jakieś nieprzydatne wskazówki tylko po to, aby na miejscu odkryć jak bardzo są skomplikowane.
W ten sposób włóczyłam się po ulicach Londynu, Paryża i Wenecji nie mając pojęcia gdzie idę, ale moja najgorsza nawigacyjna wpadka przydarzyła mi się we Florencji.
Gdy wysiadłam z pociągu, moje nagryzmolone wskazówki podpowiadały mi „weź autobus numer 2 i przejedź 2 przystanki”. I to było wszystko.
Sumiennie więc odnalazłam autobus numer 3 i wsiadłam do niego. Pewna kobieta, którą poznałam w pociągu zdecydowała się do mnie przyłączyć, ponieważ sama nie zabookowała jeszcze noclegu, polegała więc na mojej nawigacji i na tym, że doprowadzę nas do hostelu.
Po pewnym czasie autobus zaczął wznosić się po stromym zboczu, a gdy spojrzałam w dół, ujrzałam oddalającą się Florencję.
Coś zdecydowanie szło nie tak.
Nie dotarliśmy jeszcze do drugiego przystanku, ale zauważyłam, że kierowca nie zatrzymywał się automatycznie na wszystkich z nich, więc okazało się, że już dawno minęłyśmy naszą docelową wysiadkę.
Zatrzymując autobus „stopem” wysiadłyśmy na kolejnym przystanku – na środku niczego, nadal znajdując się na wzgórzu i patrząc z góry na Florencję – czekałyśmy, aż nadjedzie autobus w powrotnym kierunku.
Gdy przybył, okazało się, że był prowadzony przez tego samego kierowcę, który był na tyle miły, że zwiózł nas na dół bez kasowania nas za drogę powrotną.
Tym razem powiedziałam mu nazwę naszego przystanku, więc wypuścił nas w odpowiednim miejscu w samej Florencji.
Stąd wskazówki były już jasne i niedługo potem dotarłyśmy do lokalizacji, której szukałyśmy.
Ale naszego hostelu już tam nie było!
Okazało się, że kierowałam się nieaktualnymi wskazówkami, a nie tymi, które otrzymałam z mailem potwierdzającym rezerwację.
Na szczęście nie byłyśmy pierwszymi zagubionymi podróżnikami, który przybyli na byłą lokalizację hostelu, więc nowi właściciele tego miejsca pokierowali nas w odpowiednią stronę. Odległość na piechotę nie była zbyt duża, więc mimo bolących pleców raz jeszcze przemierzyłyśmy centrum Florencji.
I w końcu, kilka godzin po opuszczeniu pociągu, dotarłyśmy do celu. Byłyśmy wyczerpane i spocone włóczeniem się po Florencji z bagażem na plecach.
Dopiero gdy pięć dni później wyjeżdżałam z miasta, zorientowałam się jak ogromny dystans pokonałyśmy po nic.
Hostel był tylko 5 minut pieszo od stacji kolejowej.
Carmen Wellington | Wellington World Travels
Już wiele razy podróżowałam sama z moimi dziećmi do różnych miejsc, więc po pewnym czasie przestałam sprawdzać restrykcje imigracyjne – myśląc, że wszędzie jest tak samo. Stałam się nieco beztroska myśląc, że skoro w USA i w krajach azjatyckich nie pytano mnie o rodzicielskie zgody na wyjazd dzieci, to w innych krajach będzie podobnie.
W zeszłym roku, nasi przyjaciele zdecydowali się wziąć ślub w Johannesburgu, w Południowej Afryce. Mój mąż wybrał się tam wcześniej, aby pomóc w organizacji wesela, poza tym moja starsza pociecha nadal miała szkołę. Ślub był w czwartek, a my mieliśmy wylecieć z Kataru w środę o 2 nad ranem. Na lotnisku jednak obsługa nie pozwoliła nam dokonać odprawy, ponieważ nie miałam notarialnej zgody rodzicielskiej z ambasady RPA. Kolejny lot był o 8 rano, co niestety oznaczało, że ambasada nadal była jeszcze zamknięta i mogliśmy przegapić ślub.
Mimo wszystko, siostra panny młodej udała się z moim mężem na komisariat policji w Johannesburgu, aby poprosić funkcjonariuszy o podpisanie zgody rodzicielskiej mojego męża pozwalającej mi wjechać do kraju z dziećmi samej. Miała ona wszystkie nasze imiona i informacje z paszportów oraz uzyskała pieczątkę policji. Mąż wysłał ją do mnie mailem i mogłam pokazać ją oficerowi imigracyjnemu na lotnisku w Johannesburgu. Na szczęście zaakceptowali tę policyjną wersję.
Wyuczona lekcja: za każdym razem rozeznaj się w obecnej sytuacji. Zaznajom się z przepisami imigracyjnymi. Nigdy nie podejrzewaj. To co jest dozwolone w jednym kraju, może nie być dozwolone w innym. To co jest proste dla podróżujących solo, może być zupełnie inne dla rodzin.
Dodatkowa uwaga: Poza Republiką Południowej Afryki, zapoznaj się z przepisami imigracyjnymi także dla Meksyku i Republiki Dominikańskiej, jeśli podróżujesz tam z dziećmi.
Giulia i Darek | Travelling Sunglasses
Historia Giulii: Jako studentka, planowałam odwiedzić moich znajomych w USA i Kanadzie: z Włoch do Montrealu, potem Toronto, Północna Karolina, no i z powrotem do Europy. Rezerwując lot powrotny pomyślałam „dlaczego mam płacić więcej Lufthansie podróżując z Niemiec do Włoch, jeśli mogę zamiast tego skorzystać z tanich lotów”? Zabookowałam więc lot powrotny do Frankfurtu, a potem lot Ryanair’a do mojego miasta we Włoszech na kilka godzin później, na wszelki wypadek. Cóż, ostatniego dnia w Stanach wydrukowałam bilety i wyczytałam na nich dziwną rzecz: dlaczego lądowałam na międzynarodowym lotnisku we Frankfurcie, a wylatywałam z Frankfurt Hahn? Chwileczka, TO SĄ TAM DWA LOTNISKA?!? Nie tylko są tam dwa lotniska: lotnisko Ryanaira w Frankfurt Hahn jest oddalone 2 2 godziny drogi, gdzieś na środku niczego. Na domiar złego miałam kaca po szalonym Halloween. Po małym ataku paniki dotarło do mnie, że chyba jednak będę miała dostatecznie dużo czasu, żeby znaleźć autobus i dostać się z jednego lotniska na drugie. Od tamtej chwili uzależniłam się od nałogowego sprawdzania Google Maps.
Historia Darka: Po wielu przygodach z podróżowaniem tanimi liniami po Europie wiedziałem już całkiem sporo o kontroli bezpieczeństwa i procedurach na lotnisku w Budapeszcie. Pewnego razu, zamiast zabrać ze sobą zaufany paszport, zdecydowałem się wziąć jedynie mój węgierski dowód osobisty, ponieważ europejskie granice są otwarte dla Europejczyków. Jako polski rezydent na Węgrzech zawsze miałem ze sobą mój węgierski dowód z dobrym zdjęciem identyfikacyjnym. Cóż, jak się potem okazało, mój dowód nie był wcale identyczny jak dowód Węgrów; będąc bardziej dokładnym, mojego dowodu mogłem używać tylko na terenie kraju. Tamtego dnia, w błogiej nieświadomości, wybrałem się na lotnisko, przeszedłem przez kontrolę bezpieczeństwa, kupiłem sobie kawę i czekałem, aż bramki się otworzą, tylko po to, aby dowiedzieć się: „Przepraszamy, nie może Pan opuścić kraju z tym dowodem, nie możemy wpuścić Pana na pokład”. Musiałem więc wrócić do domu, wziąć paszport, wykupić inny lot i wrócić na lotnisko. Ale lekcji się nauczyłem: teraz zawsze mam ze sobą paszport! (Poza tym jednym razem, gdy po prostu go zapomniałem, na szczęście do domu miałem tylko 10 minut, więc to się nie liczy.)
Amrita | Experience Northeast India
Istnieją dwa typy podróżników – jedni, którzy metodycznie planują wszystko przed wyjazdem i ci pozostali, którzy wszystko zostawiają na ostatnią chwilę. My znajdujemy się w tej drugiej kategorii. Mimo iż zawsze jest trochę zabawy w życiu chwilą, to złe planowanie często prowadzi do sytuacji, których lepiej byłoby uniknąć.
Chcieliśmy odwiedzić Nagaland w północno-wschodnich Indiach już od dłuższego czasu i długi weekend wolny od pracy w biurze był wszystkim, czego potrzebowaliśmy. Wiedzieliśmy też, że aby podróżować po Nagalandzie wymagany jest wewnętrzny dokument krajowy wydawany turystom – Inner Line Permit (ILP). Wiedzieliśmy też, że ILP możemy wyrobić w Guwahati. Nie sprawdzaliśmy już kiedy i dokładnie jak wyrabia się ILP. Przybyliśmy do Guwahati w sobotni poranek i od razu udaliśmy się na miejsce, w którym można zdobyć pozwolenie na wjazd do Nagalandu. Gdy już tam dotarliśmy okazało się, że biuro czynne jest w soboty jedynie przez pół dnia, natomiast w niedziele jest zupełnie zamknięte! Pośpiesznie wypełniliśmy formularze i pobiegliśmy z nimi do odpowiedniego okienka licząc na to, że uda nam się uzyskać dokumenty jeszcze przed zamknięciem. Przy okienku dowiedzieliśmy się, że wyrobienie ILP wymaga całego dnia roboczego. Oznaczało to, że tego dnia nie mogliśmy już otrzymać pozwolenia. Mieliśmy już wykupione nocne bilety do Dimapuru znajdującego się w Nagalandzie. Ale bez pozwolenia nie mogliśmy przemieszczać się przez ten stan.
Żadna ilość próśb, modlenia się i błagania nie ruszyła urzędników. W sobotę nie otrzymamy pozwolenia. Mogliśmy je zdobyć dopiero w poniedziałek późnym popołudniem! Oznaczało to spędzenie dwóch dni w Guwahati i mniej czasu na zwiedzanie Nagalandu.
Cóż, tym razem anulowaliśmy naszą wyprawę do Nagalandu, ponieważ łącznie mieliśmy tylko 6 dni i nie chcieliśmy stracić dwóch z nich na oczekiwanie na papiery. Ostatecznie odwiedziliśmy inne miejsce. Ale ta epicka wpadka w planowaniu uświadomiła mi jak istotne jest odpowiednie rozeznanie w wyprawie.
Derek Hartman | Robe Trotting
Ciężko było odprężyć się po tej przygodzie, ale teraz tylko się z niej śmieję. Ale wówczas miałem mały napad paniki i trochę się załamałem. Wcześniej tego roku wybrałem się na safari w południowej Afryce. Rozpoczęliśmy nasze dwutygodniowe wakacje lotem do Johannesburga w Republice Południowej Afryki. Spędziliśmy kilka dni eksplorując miasto i okolice, a potem rozpoczęliśmy naszą wyprawę do Botswany. Skończyliśmy ją przy Wodospadach Wiktorii w Zimbabwe. To było epickie safari, a Wodospady Wiktorii są fantastycznym miejscem samym w sobie. Prawdziwie magiczne miejsce do zobaczenia!
Po spędzeniu świetnego czasu na eksplorowaniu Botswany i Wodospadów Wiktorii razem z moim partnerem udaliśmy się na lotnisko. Mieliśmy udać się do Cape Town na kilka nocy. Tak przynajmniej zakładaliśmy! Kiedy przybyliśmy na lotnisko i pokazałem przy boardingu mój paszport doznałem szoku. Pracownik lotniska poinformował mnie, że nie mogę wsiąść do samolotu lecącego do Republiki Południowej Afryki. Nie byłem świadom tego, że wymagania paszportowe Południowej Afryki nakazują posiadanie dwóch pustych stron w paszporcie. Muszą one być także opisane jako „wiza”. To wymaganie dotyczy także osób mogących podróżować bez wizy, tak jak w moim przypadku. Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Johannesburga, to wymagania były spełnione. Ale po kilku pieczątkach, które zebrałem w trakcie tej podróży, okazało się, że w moim paszporcie została tylko jedna pusta strona i to opisana jako „adnotacje”, a nie „wiza”. BYŁEM W SZOKU.
Linie lotnicze nie mogły ustąpić, ponieważ ciążyła na nich odpowiedzialność odstawienia mnie do domu w przypadku gdyby odmówiono mi wstępu do kraju. Musiałem zostać w Zimbabwe. Mogłem polecieć do ambasady, którą otwierano dopiero za dwa dni, albo przebookować moje loty powrotne do innego miejsca i pozostać dłużej w okolicy Wodospadów Wiktorii. Gdy panika i troska nieco już ustąpiły, stwierdziłem, że jest to w gruncie rzeczy świetne miejsce, w którym można było „utknąć”. Razem z moim partnerem spędziliśmy więc na miejscu kilka dni więcej przeżywając fajne przygody i wróciliśmy do domu z Wodospadów Wiktorii z jednodniowym przystankiem na poznawanie Dohy. Karta kredytowa nieco to odczuła, ale kryzys został zażegnany, a cenna lekcja wyuczona.
Podróżowanie: nie zawsze takie łatwe
Jak możesz wywnioskować z tych epickich wpadek od blogerów podróżniczych, istnieje mnóstwo błędów, które możesz nieświadomie popełnić planując wyprawę. Zazwyczaj będą Cię one kosztowały nieco pieniędzy i nerwów.
Ale ostatecznie, bez tych błędów nie będziesz miał ciekawych historii do opowiadania. Ponieważ po czasie, to właśnie takie wpadki będziesz wspominać z uśmiechem.
A teraz moment prawdy dla Ciebie! Jak był Twój największy błąd w planowaniu podróży? Opowiedz nam o swoich wpadkach w komentarzach!
Szukasz więcej podróżniczych opowieści i inspiracji? Sprawdź te artykuły:
- Cytaty o rodzinnym podróżowaniu: Zainspiruj swoich bliskich tą kolekcją cytatów
- 5 ekscytujących przemówień TED inspirujących do odkrywania nieznanego
- Jak oszczędzić pieniądze na podróżowanie po świecie: 15 prostych trików do wykorzystania już teraz!
- 20+ nieziemsko pięknych zdjęć z Karaibów, które zainspirują Cię do podróży!
- Jak spakować się jedynie w bagaż podręczny nawet na dwa miesiące podróży?
Podobało Ci się? Przypnij!
Informacja: Ten post zawiera kilka linków afiliacyjnych. To znaczy, że jeśli klikniesz na nie, lub kupisz coś przy ich użyciu, to otrzymam z tego niewielką prowizję. Ale nie martw się, nie będzie Cię to nic kosztowało, a w niektórych przypadkach otrzymasz nawet zniżkę! A ja ciągle będę mogła gonić swoje marzenia. Więc dziękuję Ci!
Dominika jest założycielką Sunday In Wonderland i niedawno zmieniła styl życia na niezależny od lokalizacji. Zamierza dużo podróżować i podziwiać piękno tego świata. Kładzie nacisk na zrównoważone życie, rozwój osobisty i czynienie tego świata lepszym miejscem.