Miło, że chcesz dowiedzieć się o mnie czegoś więcej. Śmiało, przyjrzyj się mojej krótkiej decyzji o podejmowaniu decyzji zmiany stylu życia. Kto wie, może również Ciebie zainspiruje do zmiany. Pozwól, że opowiem Ci historię.

Dawno temu, w północnej Polsce, żyła pewna dziewczyna. Ukończyła całkiem dobre liceum i dostała się na niezłe studia. Była raczej nieśmiałą introwertyczką, ale głowę miała pełną pomysłów. Studenckie czasy sprawiły, że bardziej otworzyła się na świat i wykreowały dla niej nowe marzenie – marzenie wielu żyć. Po raz pierwszy postanowiła opuścić swoją strefę komfortu. I spróbować życia za granicą. Wzięła udział w programie Erasmus..

Tak rozpoczyna się historia

Pół roku we Francji. Orlean był idealnym miejscem na pierwsze wielkie wyzwanie. Tamten czas bardzo wiele dla mnie znaczył.

Przed Erasmusem byłam raczej nieśmiałą osobą, ale gdy tylko znalazłam się w sytuacji, gdzie byłam sama w obcym kraju, gdzie prawie nikt nie mówił w moim ojczystym języku, nagle musiałam sobie z tym wszystkim poradzić.

I zgadnijcie co. Całkiem nieźle mi się to udało. Bariera językowa zniknęła, po prostu zaczęłam mówić w dwóch innych językach, których wcześniej praktycznie nie miałam szansy używać. Zawarłam nowe znajomości i przyjaźnie. Studiowanie na innym uniwersytecie i życie w innym kraju uczyniło mnie bardziej pewną moich umiejętności asymilacji. I pokazało, że mieszkanie za granicą wcale nie jest takie straszne jak się wydawało, i że ludzie ze swoimi przekonaniami i zwyczajami, tak w zasadzie, wszędzie są tacy sami.

Naprawdę dobrze się wtedy czułam. Oglądaliście może „Smak życia”? Pamiętacie jedną z ostatnich scen, gdy Xavier, po powrocie do Francji, mija grupę międzynarodowych studentów? Wzdycha dość żałośnie. Śmiałam się, gdy oglądałam ten fragment po raz pierwszy, jeszcze w liceum. Ale zrozumiałam jego pustkę, gdy wróciłam z własnej wyprawy.

Zabawa z międzynarodowymi wyzwaniami daje mnóstwo radości. Od tamtego czasu przeżyłam kilka innych przygód, które bardzo doceniam. Teraz wydaje mi się, że było całkiem oczywiste, że po czasie będę chciała więcej.

Inspiracja, podróżowanie solo i Sunday

Od czasów Erasmusa troszkę podróżowałam. Tak jak turyści mają w zwyczaju. Ale w marcu 2017 roku w końcu udało mi się trafić na świetne wydarzenie w moim rodzinnym mieście, w Gdyni.

Wydarzenie nazywane jest Kolosami. Jest to festiwal Ogólnopolskich Spotkań Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów. Byłam totalnie oczarowana historiami opowiadanymi przez wspaniałych ludzi z mnóstwem niesamowitych doświadczeń. Po festiwalu byłam niezwykle zainspirowana do tego, aby również zrobić w swoim życiu coś niesamowitego.

Wtedy również zdecydowałam, że pewnego dnia zacznę o tym pisać. Właściwie, to obiecałam to komuś.

Prawdopodobnie nigdy nie będę wielkim Podróżnikiem przez duże „T”, ale chciałam więcej podróżować. Kolejnym kamieniem milowym w moim życiu była dosyć spontaniczna wyprawa do Rumunii. Pewnego dnia znalazłam tanie bilety lotnicze z Warszawy do Bukaresztu i nie wahałam się. Żaden z moich znajomych nie był wówczas akurat dostępny, więc… zdecydowałam się pojechać tam sama. I to była dobra decyzja.

I raz jeszcze przekonałam się, że robienie czegoś zupełnie samemu to wcale nie taki wielki wyczyn. Właściwie, to nawet nie byłam sama. Dzięki couchsurfing’owi poznałam świetnych ludzi. Z dwójką z nich spędziłam nawet kilka dni w wynajętym samochodzie przemierzając krainę Drakuli.

Niektórzy mogą pomyśleć, że to szaleństwo (czasami nawet sama tak myślę) podróżować z nieznajomymi w obcym kraju. Ale w ostateczności okazuje się, że ludzie wcale nie zawsze mają ochotę zabić Cię na drodze. Większość z nich jest jednak jak Ty czy ja. Są otwarci i również żądni przeżywania przygód.

Spędziłam naprawdę świetny czas w Rumunii. Zupełnie wolna, spakowana jedynie w mały plecak. Idąc gdziekolwiek chciałam. I właśnie podczas tej podróży otrzymałam nową ksywkę. Czyli Sunday.

Dlaczego? Sunday (z ang. niedziela) w rumuńskim to Duminică. Całkiem jak Dominika, prawda? Jeden z moich towarzyszy podróży uznał, że to naprawdę zabawne i zaczął wołać mnie Sunday. A ja pomyślałam sobie, że to całkiem fajna nazwa dla mojego przyszłego bloga.

Już nie tak bardzo solo

Rumunia była naprawdę fajna. Ale jeszcze fajniejsze było coś, co wydarzyło się zaledwie kilka tygodni później. I czasami po prostu nie masz innego wyjścia, jak po prostu ulec…

Poznałam Mariusza zaraz po tym, gdy zdecydowałam się nie szukać już więcej miłości i wybrałam karierę całkiem nieźle opalonej wariatki, prowadzącej schronisko dla małych kangurów gdzieś w Australii. Całkiem niezłe wyczucie czasu losie, prawda?

Gdy się poznaliśmy był raczej typem domatora. Gdy powiedziałam, że za rok od teraz będę żyła na Karaibach, pomyślał, że to tylko jakaś głupia wymówka, żeby odpuścić sobie randki.

Ale co możesz zrobić, gdy spotykasz osobę, która dzieli Twoją pasję dla czekolady? Która słucha Twojego ulubionego rodzaju muzyki? Która jest tak miła i kochana, że od razu się rozpływasz?

Więc przez ostatni rok podróżowaliśmy nieco razem i bardzo nam się to spodobało! Włochy, Malta, Teneryfa, Czarnogóra, wszystkie te krótkie wyjazdy były cudowne.

No i właśnie! Zgadnijcie, kto jest teraz ze mną na Karaibach.

Karaibski sen

A teraz mamy już dziś. Jesteśmy w samym środku mojego planu próby nowego życia jako cyfrowy nomada. Gdy po raz pierwszy usłyszałam o tej koncepcji życia byłam totalnie zafascynowana. Marzyłam o dołączeniu do ich społeczności pewnego dnia.

No więc jestem. Porzuciłam pracę na etacie, żeby szukać szczęścia jako solopreneur. Moim głównym celem jest stać się niezależną od lokalizacji. Mam nadzieję, że to wszystko mi się uda, więc trzymajcie kciuki!

A dlaczego Karaiby? Cóż, to było moim marzeniem przez ostatnie dwa lata. Czasami nie ma rozsądnego wytłumaczenia na to, żeby pójść w jakieś miejsce. Po prostu czujesz, że musisz. Więc razem z Mariuszem zaplanowaliśmy tę podróż i mamy nadzieję, że to będzie pierwsza z wielkich przygód naszego życia.

Będę bardzo szczęśliwa wiedząc, że cieszy Cię czytanie mojego bloga. Zaczynamy dwoma miesiącami na Gwadelupie i Martynice, na pięknych wyspach w zamorskich departamentach Francji. Więc usiądź, zrelaksuj się i dołącz do mnie w podróży!